czwartek, 25 lutego 2016

Odlewnia Kamienna



Odlewnia Kamienna

Tradycje górnicze i hutnicze na obszarze Gór Świętokrzyskich sięgają czasów starożytnych. Początkowo żelazo wytapiano w dość prymitywnych dymarkach. Około 1550 roku w pobliskim Żyrcinie (obecnie Rejów - dzielnica Skarżyska) powstał pierwszy zakład metalurgiczny. Gdy z inicjatywy Stanisława Staszica rozpoczęto tworzenie Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, pobliskie osady stały się jego częścią. Na terenie starej dymarki w Żyrcinie/Rejowie powstał wielki piec. Kilka lat później na terenie pobliskiej osady Kamienna powstał kolejny zakład metalurgiczny (1817 r.). Początkowo był to słabo prosperujące przedsiębiorstwo w którym przerabiano surówkę wielkopiecową na stal.W 1880 r., po zmianie właścicieli odlewnia wyposażona była w żeliwiaki (do wytopu żeliwa) i maszynę parową. Produkowano tu między żeliwne elementy wyposażenia domu (rury, zlewy). Około 1886 r. odlewnia zakupiona została przez Jana Witwickiego. Odlewnia przekształcona została w nowoczesny jak na tamte czasy zakład. Znajdowały się tam wtedy dwa wielkie piece oraz gruszka besemerowska. Odlewnia rozwijała by się pewnie dalej gdyby nie dwa pechowe wydarzenia. W 1903 r. powóz wiozący Jana Witwickiego wpadł pod pociąg. Właściciel odlewni podupadł na zdrowiu i pomimo pomocy syna Kazimierza Odlewnia Kamienn osiągała coraz gorsze wyniki finansowe. Czarę goryczy dopełniła rewolucja 1905 r. W Kamiennej w tamtym czasie stacjonowały wojska Kozackie. Doszło do strzelaniny, zginęły niewinne osoby. Rozwścieczony tłum robotników miasta zaczopował wielki piec zakładu "Skarżysko". W 1906 r. zakład zbankrutował i został zamknięty - przekształcony później w fabrykę chemiczną Organika-Benzyl. Pozostała część zakładu metalurgicznego - odlewnia "Kamienna" zarządzana była przez Kazimierza Witwickiego aż do II wojny światowej.
Po ustaniu działań wojennych i śmierci Kazimierza Witwickiego odlewnia i emaliernia "Kamienna" została znacjonalizowana. Produkowano tutaj różnego rodzaju elementy wyposażenia domu jak zlewozmywaki, wanny, rury żeliwne, włazy studzienek kanalizacyjnych, kaloryfery itp.


Gdy jeszcze jako dziecko spacerowałem z dziadkiem w pobliżu odlewni zawsze fascynowały mnie matowe okna domów sąsiadujących z zakładem. Obróbka metali w emalierni/odlewni wymagała zastosowania kwasu fosforowego, którego opary dyfundowały daleko poza teren zakładu. Kwas w kontakcie ze szkłem czynił je z czasem matowe. W konsekwencji wszystkie domy w okolicy co jakiś czas musiały wymieniać szyby w oknach. Jeszcze kilka lat temu, w dekadę po likwidacji odlewni na ulicy 3 Maja można było spotkać domy z matowymi oknami.
Problemy finansowe odlewni rozpoczęły się w 1987 roku. Przedsiębiorstwo stopniowo podupadało. Bez odpowiednich dotacji na restrukturyzację, odlewnia zaprzestała produkcji wraz z upadkiem komunizmu. Część budynków po zakładach została zagospodarowana. Część wyburzona a część stoi po dziś dzień.

Teren jest wciąż częściowo otoczony przez ogrodzenie, które jednak nie jest w stanie oprzeć się napływającym złomiarzom. Z roku na rok coraz mniej jest tam do "odzyskania".

Najbardziej atrakcyjną częścią jest wielka hala odlewni. Powojenna konstrukcja z prefabrykatów przyciąga wzrok w pierwszej kolejności.

Gdzieniegdzie wciąż widoczne są szyby w oknach. Wciąż matowe, wypalone przez kwas fosforowy.


Wnętrze jest zupełnie puste i zdewastowane. Kiedyś były tu jeszcze luksfery. Teraz, goły beton.

Surowy, industrialny krajobraz z powodzeniem nadaje się na film o apokalipsie. Charakteru dodają betonowe, osmolone sadzą ściany.

Natura stopniowo odzyskuje ten teren. Na dachach głównej hal i pobliskich budynków stopniowo zaczynają wyrastać drzewa. Jeszcze trochę i może znowu będzie tu las ...











































Więcej zdjęć z tego miejsca znajduje się w albumie Flickr.

czwartek, 18 lutego 2016

ZM MESKO zakład nr 3


WERK C
Był to najsłynniejszy ze wszystkich werków, głęboko ukryty w lesie.
Groza ogarniała przybysza po przestąpieniu bramy obozu. Pierwsze wrażenie: żółci ludzie ubrani w papiery powiązane sznurkami i drutami. Wszystko jest żółte. Żółte baraki, drzewa i liście w lesie pod wpływem trujących substancji wydzielających się z hal. Zatruty las. Ludzie, upiorne żółte widma snują się wśród drzew. Kobiety rudo czerwone (działanie pikryny na włosy) o czerwonych paznokciach, nawet oczy na żółtej twarzy robiły wrażenie żółtych.
Fragment książki: "Przy pikrynie i trotylu"


Zakład nr 3. W mieście za dużo się o nim nie mówiło. Ukryte gdzieś pośród lasu zakłady przez długi czas skrywały swoje tajemnice. Chodziła plotka, że niektóre hale produkcyjne są pod ziemią, albo że na części z nich specjalnie posadzono drzewa, tylko po to by samoloty szpiegowskie miały utrudnione zadanie. Pomimo coraz słabszej sytuacji ekonomicznej Zakładów dotarcie do ZM nr3 było trudne. Prowadziła tam jedyna droga dojazdowa, krzyżująca osiedle które powstało specjalnie dla potrzeb zakładów. Stare bloki i kamienice z piaskowca wybudowane dla wykwalifikowanej kadry zakładów podupadają z roku na rok. Dzielnica raczej nigdy nie była przyjemna do mieszkania. Rodzice wspominali mi, że przebywanie w tamtym regionie miasta wymagało kiedyś specjalnych przepustek. W okresie powojennym teren był częściowo strzeżony. Mijając osiedlę, droga kieruje się w las. Wydaje się, że prowadzi donikąd. Jeszcze kilka lat temu teren wyglądał zupełnie inaczej. W pewnym momencie na końcu drogi była brama, która uniemożliwiała zobaczyć co jest dalej. Wyłaniał się nad nią jedynie biurowiec OBRu (Ośrodka Badawczo Rozwojowego)- w którym opracowywano nowe rodzaje amunicji). Teren zakładu nr 3 otoczony był podwójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego. W przestrzeni pomiędzy ogrodzeniami biegały psy. Co jakiś czas rozstawione były budki wartownicze, w których swoją służbę pełnili uzbrojeni w karabiny, specjalnie przeszkoleni funkcjonariusze ochrony zakładów. Po upadku komunizmu stopniowe przemiany doprowadziły do redukcji zatrudnienia w zakładach. Nie było już takiego popytu na amunicję, zaprzestano eksport do Rosji. By Zakłady stały się bardziej rentowne kolejne hale były opuszczane, co w konsekwencji doprowadziło do likwidacji całego zakładu nr 3. Po roku 2010 rozpoczęto stopniową wyprzedaż i wyburzenia w tym rejonie. Nadal wiele budynków pozostało ale nie ma już śladu po budynku zakładowej straży pożarnej i kilku halach które zamaskowane były drzewami. Część budynków udało się wynająć, w kilku innych miejscach wybudowano kilka nowych zabudowań. Budynek OBRu doczekał się remontu. Szkoda tylko, że o tym że Zakłady stają otworem dowiedziałem się tak późno. Teraz, ... do niegdyś strzeżonych zakładów może wjechać nawet google. Mimo wszystko teren zakładu nr 3 warto odwiedzić nawet dzisiaj. 


Zdjęcie satelitarne zakładu nr3 - po lewej jedyna droga dojazdowa.
Wchodząc na teren zakładu nr 3 w pierwszej kolejności w oczy rzuca się budynek "Muzeum - MESKO".
Budynek Muzeum MESKO/HASAG
Budynek ma za sobą dość mroczną historię. Był to jeden z pierwszych wybudowanych na potrzeby zakładów. Początkowo znajdowało się w nim laboratorium zakładowe. Otwierał go sam Prezydent Ignacy Mościcki. W trakcie okupacji niemieckiej na terenie Zakładu nr 3 znajdował się obóz pracy. W budynku Muzeum naziści zorganizowali zarząd obozu - HASAG - Judenzwangsarbeitslager Hugo Schneider Aktiengesellschaft Metalwarenfabrik. Początkowo więźniowie zamieszkiwali getto zorganizowane w dzielnicy Dolna Kamienna. Po 1942 gdy getto zostało zlikwidowane, więźniów przetrzymywano bezpośrednio na terenie Zakładów w tzw. Werku B.

Dopiero po wojnie w budynku urządzono muzeum. Niestety wraz z otwarciem bram zakładów zostało doszczętne zdewastowane. Stare wyposażenie ukradziono. Nie ocalały nawet stare granitowe płytki podłogowe.
Na uwagę zasługuje sferyczna klatka schodowa. Kiedyś musiało tu być pięknie.

W trakcie wojny praca w zakładach była bardzo ciężka. Wymagała od pracowników kontaktu ze żrącymi substancjami. Z plotek chodzących po mieście mówiło się, że największą przeżywalność miały tam kobiety ze względu na posturę. Mężczyźni wykorzystywani do cięższej pracy umierali bardzo szybko. Szacuje się, że od 1940 do 1944 r. w obozie zginęło około 35.000 osób. Szacunki faktycznych ofiar są dość trudne, ze względu na wojskowy charakter produkcji.  Zwłoki więźniów były zasypywane kwasem pikrynowym, palone i zakopywane w pobliskich lasach. Prawdopodobnie nigdy nie będzie faktyczne oszacowanie skali ofiar. 

Tak trochę by upamiętnić to co wydarzyło się na terenie Werku C, budynki zakładów wykorzystane zostały przez Spielberga do nakręcenia Listy Schindlera. Dlaczego Skarżysko ? Zakłady przez bardzo długi czas zachowały swój około wojenny charakter. Wiele budynków wykonanych z jasnego piaskowca stoi do dzisiaj. Mimo tego że opuszczone i zdewastowane dzielnie opierają się upływowi czasu. Dodatkowo to właśnie tutaj relokowani byli Żydzi z Płaszowa i w większości przypadków to był ich ostatni przystanek.


 Największa groza i nędza panowała na hali 13-tej osławionej na wszystkich trzech werkach. Fabrykowano tam miny podwodne napełniane pikryną, proszkiem bardzko szkodliwym dla organizmu, od którego wszystko żółknie i gorzknieje. Od pikryny i trotulu powietrze w Hasagu było zatrute. Robotnicy stanowili tu, jak gdyby wyspę w obrębie obozu. Odziani w papierowe peleryny, powiązane sznurkami i drutami. Spodnie - łachman łatany papierami. (...)
Na hali unosił się żółty pył, zabójczy dla organizmu, tak ostry, że przeżerał ubranie. Żółkło całe ciało, czerwieniały paznokcie u rąk i nóg.
Po pierwszym dniu pobytu na hali robotnicy byli nie do poznania. Pikryna wyciskała na nich od razu piętno. Włosy stawały się zielonkawo żółte, twarz pokrywała się żółtymi plamami, dłonie były spalone, czerwone, poranione. Skóra schła i marszczyła się. Przyrządy smarowane były oliwą, która w połączeniu z pikryną spalała skórę, tak że powstawały rany na rękach.
Charakterystyczny żółty kolor budynków jest widoczny po dziś dzień. Okna które pamiętają prawdopodobnie tamte dni wciąż tkwią w pordzewiałych okiennicach.
Wnętrze ocalałych budynków niestety jest puste. Pierwszy rabunek miał miejsce gdy naziści likwidowali zakład i zapadła decyzja by wywieźć wszystko do Niemiec. Nie oszczędzono wtedy nawet więźniów. Ci najsłabsi zostali rozstrzelani, a silniejsi, załadowani na pociągi i przeznaczeni do ciężkiej pracy poza granicą ojczyzny. Po wojnie produkcja zbrojeniowa wróciła do hal i była utrzymywana do likwidacji Zakładu nr 3. Wtedy na miejscu pojawili się złomiarze. Niewiele pozostało.

Ściany, pokryte grubą warstwą farby która tu i ówdzie poddaje się żrącym związkom chemicznym które przesiąknęły te ściany. Gdzieniegdzie, czuć nadal gorzki pikrynowy zapach.



Hala 6-ta "zalew" (to skrót dla oznaczenia czynności polegającej na wlewaniu do granatu rozpalonej płynnej masy trotylu) i hala 53-cia, gdzie prócz pras pikrynowych był również "zalew". Na hali znajdowały się dwa olbrzymie kotły, do których wsypywało się trotylu. W powietrzu unosiły się tumany pyłu trotylowego, który wyciska łzy z oczu, pozbawia tchu, powoduje kaszel. W parze, w bardzo wysokiej temperaturze gotuje się w rozpalonych kotłach saletra i trotyl. Kotlarz, mieszając zawartość kotła, wdycha unoszącą się parę trotylu, który jest równie zabójczy dla organizmu jak pikryna. Pracuje się bez ubrań ochronnych, masek, okularów, rękawic.

Te ściany wciąż pamiętają tamte dni. Grube mury z piaskowca doskonale utrzymały konstrukcję hal po dziś dzień. Po wojnie zakłady okazały się za małe. Zaczęto je rozbudowywać i unowocześniać. Wielokrotnie do starych budynków dobudowywano nowe z prefabrykatów, tak by powiększyć przestrzeń hal produkcyjnych. 



W okresie zimnej wojny stawiano nowe hale. W większości przypadków były wykonane z prefabrykatów. Cienkie ściany, tak jak to się miało zwyczaj budować w czasach PRLu. Tych słabo wykonanych budynków pozostało już niewiele. Większość jako pierwsza została wyburzona. Wciąż jednak można odnaleźć świadectwo PRLu. Orzeł bez korony wciąż pilnuje wejścia do jednej z hal.

Więcej zdjęć z tego miejsca znajduje się w albumie na Flickr

poniedziałek, 15 lutego 2016

Organika-Benzyl - ZM MESKO zakład nr 7


Wychowałem się gdzieś tam, pomiędzy fabrykami,  w mieście które powołano tylko dla tego by stało się jedną wielką fabryką. Było u nas tego wiele. Po pierwsze MESKO. Oficjalnie produkowano tu sokowirówki, urządzenia AGD, lampy oświetleniowe i sprzęt rolniczy. W praktyce prawie 1/4 miasta to otoczone podwójnym ogrodzeniem zakłady amunicji, rakiet i wszystkiego co może kojarzyć się z wojną. Po drugie Organika-Benzyl - fabryka produkcji chemicznej. Po trzecie Odlewnia. Po czwarte FOSKO - fabryka obuwnicza. Po piąte, po szóste ... było tego wiele. Dorastając jako dzieciak nie przykładałem za dużo wagi do tego jakie zakłady są za płotem. Były wszędzie. Miały jedną wspólną cechę. Były fascynujące i strzeżone. Miasto miało charakter strategiczny. Część COP (Centralnego Okręgu Przemysłowego). Pierwszy bezpośredni styk i bezpośrednia świadomość czym jest ten "niebezpieczny przemysł pojawiła się w maju 1986. Miałem wtedy 4 lata. Mama wieszała pranie na balkonie. Było gorąco. Dopiero co byliśmy w przedszkolu gdzie wmuszono we mnie ten obrzydliwy płyn Lugola. Byłby to zapewne normalny dzień gdyby nie to że nad miastem pojawił się ogromny słup czarnego dymy. Na Kamiennej wybuchł pożar zakładów chemicznych. 


22 maja 1986, Zdjęcie Adam S
 

Sprawa wydawać mogła by się błaha gdyby nie ewentualne konsekwencje. Rodzice dobrze wiedzieli o baniakach z chlorem magazynowanych na terenach zakładów. Wielu strażaków z poświęceniem życia ratowało nas wszystkich. Topiły się im buty, ubrania od oparów kwasu solnego i chlorowego. Wielu z nich przypłaciło to zdrowiem. Ze względu na ukształtowanie terenu (kotlina) ewentualne rozprzestrzenienie się pożaru skutkowałoby natychmiastową ewakuacją całego miasta. Pożar mógł doprowadzić do rozszczelnienia zbiorników z chlorem co zapewniło by nam następne Ieper. Władze PRL za dużo nie mówiły na temat pożaru. W gazetach pojawił się dość obszerny artykuł, który mimo wszystko dość mocno bagatelizuje powagę tamtych dni. Już sam fakt że do ugaszenia pożaru potrzebne były zastępy ze Skarżyska, Starachowic, Kielc, Szydłowca i Przysuchy świadczy o powadze sytuacji. 
Od tamtych dni w powietrzu już zawsze unosił się ten charakterystyczny zapach. Zakłady działały nadal, ale za każdym razem gdy szedłem z ojcem lub dziadkiem nad rzekę zastanawiałem się jak to wszystko wygląda w środku. 
Podobnie było z fabryką amunicji. Spacerując po mieście widywałem stróżówki, podwójne ogrodzenie, uzbrojoną w karabiny ochronę. Produkcja była tajna. Mówiło się w mieście, że niektóre hale poukrywane są pod ziemią. By wejść na teren zakładów nawet członkowie rodzin potrzebowali specjalne przepustki. Wszystko to rozbudzało wyobraźnię.
Najpierw przyszedł upadek komunizmu. Stopniowa restrukturyzacja zakładów, która ostatecznie nie przyniosła za dobrych rezultatów. Zamykano stopniowo kolejne oddziały. FOSKO, Benzyl, ZM MESKO zakład nr 3, nr 4, nr 7, odlewnia itp. W przeciągu kilku lat połowa miasta zamieniła się w ruinę. 
Dopiero wyjazd do Poznania na studia pozwolił mi zrozumieć co faktycznie działo się z moim rodzinnym miastem. Jakoś wtedy pojawiła się idea by to wszystko jakoś uwiecznić. Dopiero po kilku latach uzbierałem na pierwszą cyfrówkę. 
Benzyl upadł w 2004. Najpierw rozkradany, później stopniowo popadający w ruinę. Historyczne budynki pamiętające pierwszą wojnę światową jeszcze dość długo górowały na horyzoncie miasta. 

Skarżysko Kamienna - widok na Dolną Kamienną. Górująca wieża gichtociągowa 1916.
Zanim powstały zakłady chemiczne w tamtym miejscu znajdował się piec i huta. W wyniku rewolucji i zamieszek piec przestał spełniać swoją funkcję a na terenie dawnej huty utworzono fabrykę chemiczną. Bezpośrednio do Benzylu przylegał zakład nr 7 MESKO produkujący sprzęt AGD. Pamiętam jak w szóstej klasie zaprowadzeni zostaliśmy na wycieczkę do tego zakładu. Stały tam wtryskarki produkujące plastikowe elementy dla sokowirówek. Kilka lat później oba te zakłady zamknięto.

Pozostałości fabryki odwiedzałem kilkukrotnie ale dopiero w 2005 w moich dłoniach pojawił się aparat.

Wieża gichtociągowa. Dziewiętnastowieczna zabudowa zakładu hutniczego; 2005
 Wieża gichtociągowa była jednym z niewielu charakterystycznych budynków miasta. Pomimo tego, że od dawna nie spełniała swoich funkcji została pozostawiona niemal do ostatnich dni zakładów.

Teren Benzylu był wciśnięty pomiędzy osiedle mieszkaniowe, zakład nr 7 MESKO a rzekę Kamienną.

Pozostałość budynku wieży gichtociągowej; 2006.
Ze względu na przeraźliwą biedę w mieście, budynki zakładów bardzo szybko stały się celem zarobkowym. Resztki wszystkiego co cenne były odzyskiwane w ogromnym tempie.

Kilka dni po wyburzeniu głównych budynków dziewiętnastowiecznego zakładu hutniczego; 2006
 W oddali widoczny budynek biurowy Organiki-Benzyl. Wyburzony został jako ostatni podczas rekultywacji terenu.

Przylegający do Benzylu Zakład nr 7 podzielił podobny los.

Główny budynek zakładu nr 7 ZM MESKO; 2006
W miejscu w którym stałem kiedyś znajdowała się brama zakładowa, postój dla rowerów. Pamiętam stojące w budynku wtryskarki i tokarki.

Ponieważ strop był wzmacniany metalowymi elementami "złomiarze" z narażeniem życia postanowili stopniowo zawalić cały budynek. Ekipa od wyburzeń była tutaj kompletnie zbędna.

Główny budynek zakładu nr 7 ZM MESKO. Kontrolowane wyburzanie; 2006
 ... i tak to się jakoś zaczęło

Pełny album ze zdjęciami w wysokiej jakości znajduje się na Flickr